czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział VII

Zaczekaj!-wykrzyknęła Kate.Jej przyjaciółki stały jak sparaliżowane.
-No co tak stoicie?!Biegnijmy za nim!
Dziewczyny pomknęły przez błonia,niczym młode łanie.Ich wzrok tkwił w jednym miejscu.We włosach tajemniczego chłopaka,które coraz bardziej się od nich oddalały.
-Rose,zrób coś!Jesteś z nas najmądrzejsza!-ryknęła Lily,jednak przyjaciółka nie zareagowała.
-Bombarda Maxima!-wykrzyknęła Kate.Kawałek gruntu,na którym akurat przebywał ów tajemniczy młodzieniec natychmiast wyleciał w powietrze.Z oddali dało się słyszeć krzyk.
Następne sekundy były niczym wycięte z kiepskiego horroru.Mordercze zaklęcia śmigały dziewczynom koło twarzy.Jedno z nich już prawie ugodziło Rose,jednak jakiś chłopak zasłonił ją własnym ciałem,po czym...Wstał,i najzwyczajniej w świecie uciekł,jakby nigdy nic.
Dziewczyny stanęły jak wryte.Biała czupryna była coraz dalej i dalej,aż całkiem zniknęła...

                                                                          ***

Lily kroczyła ciemnym,podziemnym korytarzem.Dążyła do celu,mimo,iż go nie znała.Nagle dotarła do drzwi.Po ich otwarciu,ujrzała labirynt,złożony z mnóstwa pułapek,oraz podchwytliwych zagadek.Wszystkie próby przeszła bez szwanku,a po chwili wyciągnęła zimną,trupiobladą dłoń,aby otworzyć masywne,kamienne wrota.
-Alohomora!-wychrypiała cienkim głosem.Drzwi natychmiast ustąpiły.
Dziewczyna ujrzała to,czego szukała.Wspaniały kamień.Mimo,iż niewielkich rozmiarów,to skrzący się zielonym blaskiem,godnym kryptonitu.Wyciągnęła dłoń,w kierunku swej zdobyczy.Już prawie trzymała ją w ręku,kiedy nagle...
-Boże,Lily,błagam,obudź się-szlochała Kate.-Rose,ona się nie budzi!-zawodziła.
-Spokojnie!Imprediventio!Lily poczuła,że budzi się ze snu.
-Lily!-krzyknęły jednocześnie Rose oraz Kate,po czym rzuciły się przyjaciółce na szyję.
-Co się stało?-Zapytała oniemiała Potterówna.
-Przez sen krzyczałaś coś o kamieniu,wrotach,próbach,nie chciałaś się obudzić...Och,Lily!Co z tobą?!Przecież zaraz twój pierwszy mecz quidditcha...
W świetle na nowo przypomnianej sobie radosnej nowiny,dziewczyna szybko,jakby ktoś ją gonił,umyła się,przebrała,pochwyciła kanapkę z Wielkiej Sali,i wybiegła na boisko.Już nie mogła doczekać się słodkiego smaku zwycięstwa...

                                                                    ***

Lily spojrzała na kibicujące jej z trybun przyjaciółki,oraz innych Gryfonów.Musiała wygrać tej mecz.Nie mogła zhańbić swego domu!Dziewczyna wskoczyła na miotłę,i odbiła się nogami od zmieni.Poczuła orzeźwiający pęd powietrza na twarzy.Wiedziała już,że była we właściwym miejscu,i we właściwym czasie.Teraz musiała jeszcze tylko wypatrzyć znicza.Latała wysoko nad boiskiem,podziwiając mecz ze Ślizgonami.Mimo bycia podstawą zespołu,czuła się,jak postronny obserwator,który miał na tyle dużo szczęścia,że trafiły mu się najlepsze miejsca do podziwiania zmagań dwóch drużyn.Po jakimś czasie wynik był praktycznie przesądzony.Osiemdziesiąt do zera punktów.Lily jęknęła w duchu.Nagle,coś małego i złotego mignęło w słońcu po jej prawej stronie.Czyżby to był...?Szukająca Gryfon udawała jednak,ze nic nie zauważyła.Kątem oka spojrzała za siebie.Znicz zaczaił się tuż za jej prawym uchem.Dziewczyna błyskawicznie obróciła miotłę,i...Z całej siły uderzyła czołem o maleńką,skrzydlata piłeczkę!Poczuła,jak miotła wysuwa się jej spomiędzy nóg.Lily wyciągnęła rękę w górę,i...Jej palce zacisnęły się na chłodnej,złotej piłeczce.Wygrała.Jednak nie wygrana była teraz w głowie dziewczyny.Ziemia zbliżała się coraz bardziej.Zderzenie z nią było nieuniknione...

                                                                     ***

-Lily?Lily,kochanie,ocknij się!-szepnął miękki,ciepły kobiecy głos.Gryfonka powoli otworzyła oczy,które natychmiast zmrużyła.Słońce było tuż nad nią,W dodatku coś białego spływało na jej twarz...
-Zobaczcie,budzi się!-klasnęła w dłonie ta sama kobieta,która wcześniej próbowała ją ocucić.
Lily przyjrzała się dokładniej nieznajomej,i przeżyła szok.Ową kobietą,była Luna Lovegood,przyjaciółka jej rodziców,oraz jej własna ciotka.(A historia ta była naprawdę złożona-otóż matka Luny,Andrea,była uznawaną dotąd za zaginioną,siostrą Lily oraz Petunii Evans.Ale to już całkiem inna historia...).Ale co ona tu robiła?Przecież wraz z jej rodzicami,oraz Hermioną i Ronem powinna być na kolejnej aurorskiej misji...?
-Mamo,co ty tu robisz?-biegnąca w kierunku przyjaciółki Kate niepewnie przystanęła jakieś trzy metry od Luny.
-Aaa...Nie mówiłam ci,kochanie,ale pani Hooch przechodzi na emeryturę,więc ja ją zastąpię,jako sędzia-uśmiechnęła się marzycielsko.-Nie cieszysz się?-dodała z nutą zawodu w głosie.
-Twarz Kate rozjaśnił szczery uśmiech.Ależ oczywiście,że się cieszę!Nareszcie będziemy mogły spędzać ze sobą więcej czasu...

                                                                     ***

Trzy przyjaciółki,wesoło gwarząc,zmierzały w kierunku chaty Hagrida.Zastanawiały się,jak miał się mały smok,i,czy co ważniejsze-jeszcze nie puścił z dymem gajowego.
Śmiało zapukały do drzwi.
-Proszę!-rozległ się donośny głos.-Nie,Kieł,zostaw,to dla Norberta!No zostaw,mówię!Ach,te psy...No puszczaj!Cholibka,aleś ty uparty!A myślałem,że nikt nie pobije w tej dziedzinie Kate...
Dziewczyna zarumieniła się.
-Ekhem...-znacząco odchrząknęła.
-Aaa,to wy...Przepraszam Kate,ale to prawda!-zwrócił się do dziewczyny Hagrid.-Ale co Was tu sprowadza o tej porze?
-Cóóż...-zawadiacko oparła się o stół Rose-czy wiesz coś może o trójgłowym psie w jednym z pomieszczeń Hogwartu?
-Mówisz o Puszku?-uśmiechnął się-Cholibka,miałem nikomu tego nie mówić...Nie powiecie nikomu,prawda?
-Nie!Ale chcemy wiedzieć jedno-jak sprawić,aby pies pozwolił nam przejść?
-Wystarczy zanucić kołysankę,ale nie róbcie głupot!Wszyscy będziemy mieć przez to przechlapane!
Ale dziewczyny już nie słuchały.Pędem rzuciły się w kierunku zamku.Już wiedziały,co zrobią,Następnej nocy zamierzały odkryć to,czego pilnował pies...

1 komentarz:

  1. Fajny blog:) JA zapraszam na mojego: http://przyjaciolkizhogwartu.blogspot.com/2014_10_01_archive.html

    OdpowiedzUsuń