-Wstawać!-warknął ktoś tuż nad uchem Rose.Dziewczyna,niewiele myśląc,zerwała się z łóżka.
-O co chodzi?-zapytała zdezorientowana.
-Już ty dobrze wiesz!
Obraz stawał się coraz wyraźniejszy.Ale co w dormitorium dziewczyn robił Filch?Czyżby dowiedział się,o...?
-Wy też!-szczeknął w kierunku Lily i Kate,które właśnie wychodziły z łazienki.
Dziewczyny wymieniły zaniepokojone spojrzenia.Rose prędko narzuciła na siebie szatę,i popędziła za przyjaciółkami,oraz gburowatym woźnym.Bała się tego,co ją czeka.
***
To,że wasi rodzice-i twoja matka-powiedział do Kate-byli pupilkami dyrektora nie oznacza jeszcze,że każde przewinienie ujdzie Wam płazem,o nie nie!Tym razem,jeśli dopisze nam szczęści,zostaniecie wyrzucone ze szkoły!
-Ale o co panu chodzi?!-wykrzyknęła zdenerwowana Rose.
-Pani Norris widziała,jak rzuciłyście na Malfoya zaklęcie niewybaczalne,a dokładnie,to ty!-wskazał kościstym palcem na Wesley'ównę.
-Ja?!-zdziwiła się dziewczyna.
-Ty!Waniliowe lukrecje!-rzucił do gargulca.-A teraz jazda do gabinetu,ja muszę jeszcze posprzątać toalety...Praca,niewdzięczna praca!-i odszedł.
Tymczasem dziewczyny ruszyły schodami,to gabinetu Dumbledore'a.Jeszcze nigdy tam nie były,nie miały takiego powodu.Nagle skamieniały.Jakiś głos powiedział:"Już prawie...Jestem blisko życia...Bez kresu...!".Kate potrząsnęła głową,i zapukała do drzwi gabinetu.
-Proszę!-rozległ się ciepły,pewien sympatii głos.Dziewczyny nieśmiało weszły do środka.
-W czym mogę Wam pomóc?-spokojnie zapytał dyrektor.
-Chodzi o to,że Fi...Znaczy,Pan Filch uważa,ze rzuciłyśmy Zaklęcie Niewybaczalne na Scorpiusa Malfoya,a tymaczasem,to...
-Zaczekaj.Zaraz łatwo się przekonamy,kto go użył.
Dumbledore powoli poruszył różdzką przed głową Rose,a następnie Lily i Kate.Uzyskane w ten sposób nitki mysli wlał do Myślodsiewni.
-Hmm...Pasjonujące...Wspomnienie jest to samo,tylko każde z innej perspektywy...Możecie już iść.Zajmę się tym-uśmiechnął się.
***
-Nie mogę w to uwierzyć!Że...Że nam uwierzył...-uśmiechnęła się nieznacznie Lily.
Teraz dziewczyny zamierzały utrzeć nosa woźnemu,oraz jego kotce,której widać wmontował w oczy kamerę.Bezceremonialnie przeszły koło jego otwartego gabinetu.
-A co wy tu robicie?!Jeszcze Was nie wyrzucili?!-warknął.
-Niee,no co pan?Przecież my się właśnie pakujemy,nie widać?!-zakpiła Kate.
-Wynocha!-ryknął Filch,i rzucił w dziewczyny teczką z jakimiś dokumentami,i zatrzasnął drzwi.Przyjaciółki natychmiast wybuchnęły śmiechem.Nagle Lily wrzasnęła:
-Na Boga!Przecież obiecałyśmy Hagridowi wpaść na herbatę!
***
Mała chatka gajowego Hogwartu pokryta była świeżo spadłymi liśćmi.Prezentowała się niezwykle tajemniczo,na tle ciemnego lasu.Zza drzew na przybyszów groźnie łypały oczyska,a z domu dobywało się wycie psa.Rose,Kate oraz Lily,pod osłoną nocy oraz peleryny-niewidki,biegły szybko przez błonia.Nikt nie mógł ich zobaczyć.Przecież...Bum!Młode czarownice upadły,a ktoś zdarł z nich pelerynę,po czym szybko oddalił się w kierunku zamku.Kim on był?Lily zauważyła tylko skrawek zielonej szaty...
***
-Jestem pewna,że to Scorpius!Kto inny ukradłby coś mojego?!-załkała Lily-tą pelerynę tata powierzył mi darząc mnie pełnym zaufaniem,a ja...?!Ja po prostu dałam się okraść!Jak pierwszy lepszy mugol!
-No już,spokojnie!Nie ma co się denerwować,znajdziemy ją!Cii...-uspokajała ją Kate-nie martw się!
-Jak mam się nie martwić?!-wrzasnęła Lily-przecież rodzice mnie zabiją!-i rozpłakała się na dobre.
-Może mała wycieczka do Hogsmeade poprawi ci humor?-zapytała Rose,wyciągając z kufra Mapę Huncwotów.
-Może...Ale nie wolałybyście zwiedzić zamku?
Dziewczyny wolały,tak więc wszystkie trzy wyruszyły na podbój korytarzy.
-Hmm...Czy to nie to lustro,w którym widzi się swoje najskrytsze pragnienia?-zapytała Kate.
-Taak...Co w nim widzisz?
-Eee...Niic ważnego...Feniksa!A ty?-dziewczyna nie zamierzała się przyznać,ze widzi swoich rodziców którzy interesują się nią-nie ratują ciągle świata przed czarna magią.
-Ja widzę siebie,jako Minister Magii z obłędnym wykształceniem...-wyszeptała Rose.A ty,Lily?
-Moją pelerynę...-łza spadła na szatę dziewczyny.
-Zaraz...Co to?!-sięgnęła do kieszeni.-Moja peleryna!Ale...Jak?!
-Kto tam jest?!-usłyszały głos,przypominający skrzeczenie.
-Uciekamy!-rzuciła przez zęby Kate.Dziewczyny dopadły najbliższych drzwi.
-A...To...Co?!-wysapała Lily,patrząc na olbrzymią kupę futra na środku pokoju.To był pies.Ogromny pies.I na dodatek zaczął otwierać swe potworne ślepia!Dziewczyny czym prędzej wybiegły z sali,schowały się za jedną z rzeźb.
-Kto ty?!-wrzasnął Filch.-Echch,słuch już nie ten...Chodź,kochana!-powiedział do Pani Norris.
-Uff...-odetchnęła z ulgą Rose.Prawie wpadłyśmy!
***
Tego dnia dziewczyny już nigdzie nie poszły.Zasnęły tuż po powrocie do pokoju,nieświadome czyhającego na nie tuż za rogiem niebezpieczeństwa.Czekała je jeszcze próba.Ale czy miały ją przejść?Czy polec...Jak tak wielu magów?...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz