wtorek, 4 września 2012

KM rozdział VI

Wszyscy poszli w stronę cieplarni, jeszcze podśmiewając się z psikusa. Po chwili spotkali profesor Sprout, która zaprowadziła ich do cieplarni nr.3
Wszyscy wiedzieli, że znajdują się tam niebezpieczniejsze i ciekawsze rośliny niż w cieplarni nr.1, gdzie dotąd pracowali, więc z podnieceniem zajmowali miejsca przy długich, pobrudzonych ziemią stołach. Przed każdym leżała para nauszników. Alexander zastanawiał się:
-Po co nam te nauszniki? Przecież nie jest tak zimno!
Profesor Sprout odpowiedziała:
-Dziś będziemy przesadzać mandragory. Mimo tego, że nasze są młodziutkie, ich krzyk może spowodować utratę przytomności na nawet kilkanaście godzin. Dorosłe mogą zabić swoim krzykiem. Mandragora jest składnikiem wielu eliksirów. Zanim zabierzecie się do pracy, załóżcie nauszniki.
Już..? Dobrze. Na trzy chwyćcie za liście i z całej siły wyciągnijcie. Póżniej weźcie doniczki spod stołu, wsadźcie do nich mandragory i obłóżcie kompostem. Teraz wam pokażę, jak to zrobić.
I to mówiąc, wyciągnęła z doniczki dziwną roślinę. Wyglądała ona jak malutkie dziecko, z centkowaną skórą, wrzeszczące ile sił w płucach. Profesor Sprout wsadziła mandragorę do doniczki, po czym obłożyła ją kompostem. Dała im znak, żeby zrobili to samo.
Po chwili prawie wszyscy trzymali w rękach te niezwykłe rośliny i próbowali je wsadzić do doniczek. Było to jednak trudniejsze, niż myśleli. Mandragory tak się wierzgały, że o mały włos Lily nie upuściła jednej, jednak w ostatniej chwili Rose pomogła jej i razem wepchnęły mandragorę do doniczki.
Po lekcji wszyscy byli zgrzani, spoceni i obolali, a Victoria miała rozcięcie na ramieniu, gdzie próbowała ugryźć ją tentakula. Po zielarstwie była transmutacja z McGonagall, a później lunch.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz